poniedziałek, 9 lutego 2015

Anegdotka z życia mola książkowego cz. I

Muszę wyskoczyć do sklepu po kilka warzyw. Na minutkę, no może dwie (góra trzy). Zabieram portfel z ostatnimi groszami, bo za nic nie chce mi się iść na około, aby zahaczyć o bankomat. Po kilku minutach jestem na miejscu.
Wchodzę do sklepu i moje oczy z prędkością światła dostrzegają wielki banner reklamowy:

KSIĄŻKI RÓŻNE RODZAJE 4,99zł

Co gorsza... ten baner mnie przyciąga! Zmieniam się w drapieżnika, który po cichutku wybiera swoją zwierzynę. Docieram do koszyka i... po mnie.
Cholera! A miałam iść po kilo marchwi i kilka buraków.
Szybki wypad do sklepu okazał się dwu i pół godzinną walką z innymi molami o najciekawsze tytuły.
Wychodzę ze sklepu wydając blisko 50zł. Ekscytacja moimi nowymi książkami sprawia, że przyspieszam kroku, aby jak najszybciej umieścić je na półce. Coraz bliżej... jeszcze sto metrów i jestem.
Otwieram drzwi i pędzę poukładać moje skarby na należytych miejscach. Zrobione.
Patrzę chwilę na te moje półki, po czym idę do kuchni. I wtedy to się dzieje:
"O K.U.R.C.Z.Ę! NIE KUPIŁAM NIC NA OBIAD!"

Znacie to?


1 komentarz:

Zapraszam do zostawienia po sobie śladu w postaci komentarza.
Wszelkie komentarze, które jakkolwiek urażają moją godność osobistą, a także te, pisane z pomocą popularnej łaciny podwórkowej zostaną skasowane.
Żeby formalności stało się za dość, przypominam, że kopiowanie i rozpowszechnianie moich tekstów bez mojej zgody jest zabronione.

REKLAMA